Tytuł oryginalny: Megilat ewa („Zwój nienawiści”)
Autor: Jom Tow Lippman Heller
Tłumaczenie z języka hebrajskiego: Agata Paluch
Wstęp i opracowanie: Agata Paluch
Tytuł oryginalny: Megilat Rabi Meir („Zwój pana Meira”)
Autor: Meir b. Jechiel Kadosz
Tłumaczenie z języka hebrajskiego: Leszek Kwiatkowski
Wstęp i opracowanie: Leszek Kwiatkowski
Książka do nabycia w księgarni PWN »
Zwój pana Meira to historia uprowadzenia piętnastoletniego żydowskiego chłopca. Wędrujący z Moraw do Krakowa Meir ben Jechiel został porwany przez polskiego szlachcica. Wspomnienia z okresu niewoli pełne są niedomówień i zagadek, których rozwikłanie wymagało niemal detektywistycznych poszukiwań. Dają przy tym ciekawy wgląd w sferę współżycia ludności żydowskiej z nieżydowską na początku XVII wieku.
Autorem Zwoju nienawiści jest Jom Tow Lipmann Heller, jeden z najważniejszych rabinów Europy Środkowo-Wschodniej w czasach wojny trzydziestoletniej i powstania Chmielnickiego. Zwój opowiada, jak wskutek intrygi trafił do więzienia i jakie koleje przeszedł później aż do objęcia rabinatu krakowskiego. W swoim autobiograficznym tekście Heller ukazuje realia epoki z perspektywy członka tradycyjnej elity żydowskiej.
Trzeci tom serii Żydzi. Polska. Autobiografia prezentuje najstarsze teksty wspomnieniowe Żydów związanych z Krakowem. Są to zarazem najstarsze zabytki pamiętnikarstwa żydowskiego z okresu I Rzeczypospolitej. Mają one szczególną wartość literacką oraz jako źródło historyczne.
Jom Tow Lipmann Heller, Zwój nienawiści,
tłum. i oprac. Agata Paluch, s.158-160.
W tych dniach cesarzowi udało się zdobyć bramy Pragi. Było to w wieczór święta Szawuot roku 392 [26 maja 1632], lecz nie podniesiono ręki na Żydów i nie skrzywdzono ich, dzięki Bogu, niech będzie błogosławiony. Moja żona pojechała do Pragi, a ja wysłałem mojego syna, naszego nauczyciela, pana Szmuela, po nią i po moje trzy córki. A nasz zwierzchnik, nasz nauczyciel, pan Awraham [ben Jaakow] Baszewis, już wspomniany, miał młodego syna, łagodnego i dobrego Szmuela. Uzgodniliśmy z moją żoną i synem, że zeswatają go, w dobrą godzinę, z moją córką, panną Dobruszą, oby jej pamięć była błogosławiona. Wyruszyli zatem. Wrócili do mnie dwudziestego siódmego dnia miesiąca elul roku 392 [13 września 1632], lecz ponieśli wielkie wydatki z powodu wojskowych, którzy stacjonowali wtedy na ziemiach rządzonych przez cesarza. W dni półświąteczne Pesach roku 393 [28 marca – 1 kwietnia 1633] zarządcy gminy Niemirów przydali mi zaszczyt bycia przewodniczącym sądu rabinackiego i dodatkowo rektorem jesziwy jeszcze przez trzy lata.
Pierwszego dnia miesiąca ijar roku 394 [29 kwietnia 1634] przybył do mnie Żyd wysłany ze świętej gminy Włodzimierz [Wołyński], jednej spośród czterech największych gmin na ziemi wołyńskiej, abym był u nich przez trzy lata przewodniczącym sądu rabinackiego i rektorem jesziwy. Przyjechałem do nich pod koniec miesiąca ijar [maj 1634] i zostałem przyjęty z wielką czcią. Na początku miesiąca marcheszwan roku 395 [październik 1635] wysłano do mnie dwóch starszych spośród przywódców świętej gminy Przemyśl, abym został u nich przewodniczącym sądu rabinackiego na trzy lata. Przyjęła mnie też gmina włodzimierska na kolejne cztery lata ponad pierwsze trzy. Dzięki [niech będą] Panu, który „obudził mnie jako człowieka, którego budzą ze snu swego”. Znów byłem poruszony gorliwością i [cieszyłem się] poparciem wszystkich mędrców ziemi, a oni zgadzali się ze mną w kwestii [zakazu kupowania urzędu] rabinatu. A działo się tak i dawniej w czasach kapłanów Drugiej Świątyni, że płacono [za urzędy]. Uczeni obecnego pokolenia byli karani i przeklinani, ekskomunikowani lub karani grzywną za te wykroczenia przeciwko prawu i zarządzeniom. Wyłom po wyłomie, wiele wykroczeń zostało popełnionych i wielu [ludzi] osądzono w tym czasie, ale kwestia stała się powodem do śmiechu i kpin dla ludzi. Ja, w swojej skromności, wraz z przywódcami gminy Włodzimierz i okolicy postanowiliśmy ukrócić [te wykroczenia], dodając jeszcze kolejne obostrzenia. Zakazaliśmy również tego, aby w przyszłości starsi gminy pobierali opłaty za przyjęcie kogoś na służbę rabinacką. Przysporzyło mi to wielu wrogów, nienawiści, kłamstw, a nawet pomówień, lecz daremnych, gdyż pomimo tego wszystkiego nie zraziłem się, z pomocą Bożą. Podczas narad w gminie Wiśniowiec w prowincji łuckiej debatowali razem przywódcy gmin z ziemi wołyńskiej: z gmin Włodzimierz, Ostróg, Krzemieniec i Łuck. Osiemnastego dnia miesiąca ijar [23 maja 1636] zwołaliśmy rektorów uczelni talmudycznych z tych czterech gmin wraz z rabinami ziemskimi, którzy byli tam wysłani, jak jest w zwyczaju, i ugodziliśmy nowe orzeczenia dla Czterech Ziem i gmin na zgromadzeniu wspomnianej rady. Tego samego roku pojechałem w dniu targowym do gminy Lublin. Potem pojechałem na targ do gminy Jarosław, na zgromadzenie rektorów jesziw, a także przywódców Czterech Ziem (Wielko- i Małopolski, Wołynia itd.), gdzie proklamowano [owo] orzeczenie, a potem opatrzono je więcej niż trzydziestoma podpisami największych gaonów w kraju. Co więcej, było ono czytane we wszystkich synagogach w Jarosławiu, a także w synagogach w całym kraju, przed przywódcami Czterech Ziem, a także podczas wielkiego targu w Krzemieńcu. Obawiałem się potem, czy nie zmieni się zdanie rabinów Czterech Ziem, dopóki i oni [ostatecznie] nie przystali na wszystko, co było wspomniane. Orzeczenie zostało odczytane w szabat, który przypadł na paraszę Wa-jikra, na walnym zgromadzeniu narodu Izraela i zapisane w pinkasie Czterech Ziem, podpisane przez rabinów i zwierzchników akademii talmudycznych, aby odtąd było to prawem, które nie będzie przekraczane i ogłaszane co roku, że nie wolno kupować urzędu rabinackiego. Wszystko, co uczyniłem i do czego się przyczyniłem, wzbudziło spór i przysporzyło mi nieprzyjaciół, którzy zrobili to, co zrobili, w wyniku czego bliscy mi oddalili się i odeszli, a za zasadne uznano odsunąć mnie od stanowiska rabinackiego.
„Zwój nienawiści” – fragmenty oryginalnego wydania
Meir ben Jechiel Kadosz z Brodu, Zwój pana Meira,
tłum. i oprac. Leszek Kwiatkowski , s.71–73.
Otóż było to tak.
Roku 369 podług małej rachuby, gdym miał lat piętnaście, zwróciłem serce moje, aby się udać w dalekie strony, z Moraw do Polski, by zaczerpnąć wody ze studzien głębokich, z pewnym człowiekiem szacownym i szlachetnym, czcigodnym panem Jehudą Lejbem, synem Hirsza pana Akiwy z Krakowa. A byli tam z nami młodzieńcy i chłopcy, osiem dusz. Gdyśmy tedy szli, między Oświęcimiem a gminą św. krakowską, napotkał nas w polu ciemięzca i wróg, puryc możny, któremu było na imię Holofernes, i rzekł sługom swoim: „Przystąpcie, spieszcie co żywo, a czem prędzej przywiedźcie do mnie którego z onych młodzian i do niewoli zabierzcie”. Zaledwie przestał mówić, aliści chyżsi byli prześladowcy nasi niż orły i po szyję ścigani byliśmy wszyscy. Tył podaliśmy przed prześladowcami naszymi, uciekając jeden w tę, drugi w ową stronę, aż doścignęli mnie, dopadli i pochwycili, ten z jednej, ów z drugiej, i porwali wozem krytym do rzeczonego puryca, który zaraz posadziwszy mnie po prawicy swojej, rzecze: „Synu mój, nie obawiaj się a nie trwóż. Jeśli będziesz jako my, wszelakie mienie cenne zdobędziesz, bogactwo i cześć przy mnie, staniesz się przecie jako jeden z tych książąt bogatych w złoto, którzy napełnili domy swe srebrem. Słuchaj mej rady, synu mój, a przyjm mowy moje, nie odstąpię cię ani cię opuszczę”. Ja zasię podniosłem wołanie, zawodząc krzykiem wielkim i gorzkim: „Ach, biada mi, gorze mi, o, ja nieszczęsny!”. Przyzywałem też druhów moich, przyjaciół i towarzyszy: „Ratujcie, przybądźcie tu i proście o litość nad duszą moją!”. Wszakże wydawałem się w ich oczach, jakobym żartował. Mniemając, iż ów zabierze mnie w drogę jeno na trochę, aby mi dokuczyć, zaczem mnie zostawi, zawołali: „Nie obawiaj się a nie trwóż, nic ci nie uczyni, a wszak poczekamy na ciebie tutaj”. I pomału szli drogą za wozem, lecz zdumieli się, ujrzawszy, iż mnie nie zostawił, przerazili się i rozpierzchli. Trwoga ogarnęła ich tam, drżenie jak rodzącą. I oni także zawołali na polu ze skargą, lament podnosząc: „Panie, panie, czemu czynisz tak słudze twojemu?”, a ich głos było słychać z daleka. „Oddaj nam człowieka, a dobytek weź sobie. Wszystko, co posiadamy, oddamy za duszę jego”. On atoli na wołanie biednych ucho swe zatyka, udaje głuchego, co nie słyszy, i jako niemy nie otwiera ust swoich. Gdy tedy spostrzegli, iż za nic wołania ich mając, odjechał w drogę swoję, jęli dochodzić i badać, któż to, kto zacz jest, który śmiał uczynić coś podobnego, aby porywać dusze na polu, co się nie działo pod słońcem i o czem nie opowiadali nam ojcowie nasi. Wywiedziawszy się po wsiach, jakie imię jego i miasto jego, poszli drogą swoją, z żalem wielkim i płaczem wołając: „Biada nam, bośmy zgrzeszyli! Dokąd pójdziemy w tej żałości? I jak nam iść do gminy św. krakowskiej, gdy nie ma z nami chłopięcia?”. Skoro tylko przybyli do gminy św. krakowskiej, uwiadomili o tej sprawie „króla” – a kogo zwie się królami? Rabinów – owego zaś czasu był to wielki gaon, cud swoich czasów, jasność święta, mąż pobożny, pochodnia Izraela, sługa Pański, chluba pokolenia, przewodniczący trybunału i przełożony jesziwy, czcigodny rabin, nasz nauczyciel, pan Febus, niech pamięć sprawiedliwego będzie błogosławiona. Zaraz zwołał kahał, niech Opoka ich strzeże, aby się naradzić, co i jak czynić. I zgodzili się wszyscy jak jeden mąż, iżby podjąć starania o duszę moję i okupić mnie wielkiemi pieniędzmi, jeśli zobaczą, iż imię [Boże] uświęcam. I wyprawili zaraz posłańca do gminy św. w Oświęcimiu, oddalonym ledwie o trzy mile od Czechowic, gdzie przebywałem, aby wywiadywali się dzień w dzień, co będę czynił i co ze mną będzie czyniono – jestże Wiekuisty we mnie czy nie.
„Zwój pana Meira” – fragment oryginalnego wydania